środa, 30 lipca 2014

Prolog

Trwała burza piaskowa. Nie jest to rzadkie zjawisko. Wręcz przeciwnie, mieszkańcy Taernii przez ostatnie 20 lat nauczyli się z tym żyć. Ba, potrafią nawet czerpać korzyści. Miejscowa zwierzyna niezbyt lubi tą pogodę i w poszukiwaniu ustronnego miejsca na przeczekanie burzy, wpada w sidła myśliwych. Ci zaś, dzięki udanym łowom, mogli sowicie zarobić na skórach zwierząt. Najbardziej opłacało się polować na Wernaty, mutacje dawnych wielbłądów sprzed Wielkiego Wybuchu, wydarzenia mającego miejsce w Pekinie właśnie 20 lat wstecz. Eksplozja była niespodziewanym i niepożądanym efektem majstrowania przy praktycznie gotowej broni nuklearnej. Wymiotło to wszystkie państwa, miasta, plemiona... dosłownie wszystko z całego globu ziemskiego. Zmienił się również klimat oraz ugruntowanie. W większości obszarach panowała susza, jak to ma miejsce teraz w Taernii. Zaś w nielicznych miejscach, gdzie były jakiekolwiek pokłady wody, nawet niekoniecznie pitnej, powstawały wielkie fortece. Tylko po to, by nie stracić głównego źródła życia i... oczywiście zarobku. Od tych warowni zależało również istnienie sąsiednich osad, które by tylko mieć kilka beczułek płynu, zgadzały się na wszelkie wygórowane ceny.
Taernia była akurat w dość głębokim kryzysie. Moswell, leżący jakieś 50 kilometrów na północ od osady, zażądał zwiększenia ceny za wodę z 200 skór Wernatów na 300 miesięcznie, co było niewykonalne do zdobycia. Stworzenia te wymagają dużych przygotowań do zabicia, gdyż ich skóra jest niezwykle twarda. Imała się ostrzom, strzałom i dzidom, lecz nie była odporna na broń z czarnego piasku, którego wszędzie jest pod dostatkiem, ale znajduje się bardzo głęboko, a jego wydobycie jest ryzykowne dla życia przez przysypanie główną warstwą piasku. Jest też trudny do obróbki, wymaga gotowania we wrzącej krwi tutejszych burzowych nietoperzy, która ma niesamowite właściwości utwardzające. Pewnie każdy pomyśli, że co to jest, ugotować krew. Nic prostszego. I ja się z tym zgadzam, doprowadzenie do wrzenia to błahostka. Problemem jednak jest złapanie takiego bydlaka. Jest to piekielnie szybkie, zwinne i złośliwe stworzenie. Podczas piaskowej burzy jest prawie niewidoczny, przez wtapiającą się w otoczenie sierść. Wszelkie uzbrojenie z czarnego piasku trzymała główna gwardia lidera plemienia, w przypadku Taernii był to Trevor.
Trevor był wysokim, mężnie zbudowanym 50-latkiem. Ze względu na panujący klimat, on oraz reszta osady nie mieli włosów, dzięki czemu uczucie gorąca nie było aż tak bardzo odczuwalne. Przed Wielkim Wybuchem był spawaczem. Jednym z wielu w małej fabryczce w San Diego. Przed nuklearną śmiercią uchronił go czysty przypadek. Najzwyczajniej w świecie... wpadł do studni. Pod ziemią przeżył 4 lata, pozbawiony światła, elektryczności, wszelkich wygód. Żywił się tym co popadło, czyli głównie robactwem. Gdy wyszedł na powierzchnię, zaskoczył go kompletnie inny teren. To nie było San Diego, to były ruiny. Zburzone budynki, mnóstwo przetaczających się w wietrze czaszek i połamanych kości, zmutowane zwierzęta żywiące się pozostałościami padliny ludzkiej. Wyposażony w stalowe, ostre narzędzia wydobyte ze zniszczonego, byłego miejsca pracy, rozpoczął swoją tułaczkę. Po blisko 6 latach dotarł do pierwszych napotkanych ludzi, z którymi zapoczątkował ówczesną Taernię. 24 miesiące zajęło im formowanie plemienia, przygarniano wszystkich wędrowców jakiś napotkano, aż w końcu zaczęli się liczyć na mapie zdewastowanej Ziemii. Nawiązywali sojusze, toczyli wojny, handlowali. Ze zwykłej grupki przybłęd tworzyło się społeczeństwo z krwi i kości. Od niecałych 2 lat Trevor został mianowany liderem. Te wydarzenie z początku rozpoczęło wielki rozmach w infrastrukturze obronnej i ekonomicznej. Jednakże długo to nie trwało, gdyż trudny charakter przywódcy zaogniał nowe konflikty z sąsiednimi osadami oraz utrudniał handel. W środku ludu zaczęły się tworzyć obozowiska, dochodziło do kradzieży, gwałtów, a nawet morderstw. Na wszystko zaś pozwalała Rada Szamanów, która odpowiadała za osądzanie ludzi. Innymi słowy, Taernia – niczym ryba – psuje się od głowy i nie ma póki co nadziei, by to się zmieniło.