Steven
zbliżał się Taernii. Mimo, że był środek nocy, mało kto spał.
Mieszkańcy prawdopodobnie wyczekiwali jego przybycia. Im bliżej był
osady, tym wzmożone były szepty o Wybrańcu, o Próbach. Czyżby
Rada już o wszystkim opowiedziała? Dojechał do jurty szamanów,
zsiadł z Gwarabita i wszedł do środka trzymając zawiniątko w
ręce.
-
Jesteś, w końcu. I widzę, że nie przychodzisz z pustymi rękami.
Bardzo dobrze. - odrzekł „Spadająca gwiazda zachodu”.
-
Podczas Twej nieobecności – zabrał głos „Niełamliwy drąg”
- opowiedzieliśmy naszym braciom co się dzieje i co stać się
może. Czyli zasialiśmy ziarno nadziei na nowego lidera i nowe życie
Taernii. Nie przejmuj się pytaniami, zachwytami, żalami. To teraz
nie jest najważniejsze.
-
Nie ma czasu do stracenia, mam dla Ciebie kolejne zadanie. - przerwał
„Ten co otwiera wrota” - Niedaleko na wschód jest stary
grobowiec z ołtarzykiem. Co kwartał Przywódca idzie tam złożyć
podarek w postaci sakwy z czarnym piaskiem w intencji spokoju dusz
poległych. Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy dla nowego
lidera. Twoja rola odegra się właśnie tam. Masz zanieść datek i
zrobić wszystko, by zaświaty Cię zaakceptowały jako Pierwszego w
Taernii.
Starzec
podał młodzieńcowi sakiewkę z cennym kruszcem i skierował wzrok
do dwóch pozostałych, którzy całą swoją uwagę skupili na
przyniesionym przez Stevena kamieniu. Chłopak wyszedł z jurty i ze
swoim Gwarabitem podążał w kierunku swojego domu. Nie odczuwał
głodu, jego głową owładnęły myśli o Trevorze oraz o przejęciu
pałeczki w rządzeniu ludźmi. Nigdy o tym nie marzył, zawsze żył
na uboczu. Wolał wykonywać rozkazy niż je wydawać, nie czuł w
sobie stanowczości, która mogłaby poruszyć mieszkańcami jak
marionetkami ruszanymi według jego słów. Zmęczony wrażeniami z
Partahanami, misją oraz nocną aurą skłaniającą do zasłużonego
snu, zasnął.
Śniło
mu się wielkie pole bitwy, usłane dywanem ze zwłok. Sam też był
ciężko ranny w lewą nogę, a prawa dłoń ostatkami sił trzymała
łuk. To nie była Taernia. Teren był obrośnięty mnóstwem
zieleni, która skropiona była krwią poległych. Rozejrzał się
wokoło. Prawdopodobnie przy życiu ostał sam. Co było celem walki?
Kto był przeciwnikiem? Gdzie właściwie jest? Steven zaczął
szukać odpowiedzi na te pytania. Kroczył ostrożnie między
ciałami, które przypominały mu Taernian, po drodze przyglądając
się z kim mieli do czynienia. Zwłoki oponentów były odziane w
ciężkie, stalowe oraz pięknie zdobione zbroje. To nie był lud
pokroju młodzieńca, ich uzbrojenie było zbyt bogate. Bogate na
tyle, by móc przypuszczać, że to któryś bastion posiadający
wodę. Czyżby Moswell? To najbliższa forteca w okolicy Taernii.
Chłopak zapuścił się dalej, tam gdzie było stosunkowo mniej
trupów. Droga nie była już udeptanym piachem, zaczynała się
piękna, starannie wybrukowana uliczka prowadząca do ogromnych
rozmiarów otwartych wrót. To musiał być Moswell. Przekraczając
bramę nie dostrzegł ani żywej duszy. Tu też były zwłoki. Co
prawda nie w takich ilościach co prędzej, ale tu również
rozegrała się krwawa batalia. Co najgorsze, wśród martwych byli
ludzie nieuzbrojeni, głównie kobiety i dzieci. To Taernianie
dopuścili się tak barbarzyńskiego czynu? Nagle Stevena oblał
zimny pot na widok ciała nieznanej mu czarnowłosej kobiety. Była
cała zakrwawiona, zraniona śmiertelnie w klatkę piersiową, w
okolicy serca. Kim ona mogła być, że bohater zareagował w taki
sposób? Przyklęknął, chciał się jej przyjrzeć, ale przerwał
mu to przeszywający ból przedzierający się przez plecy. Spojrzał
w dół, ktoś przebił go mieczem...
-
Obudź się, młodzieńcze. To tylko sen.
Steven
zerwał się z łóżka cały mokry. Wyobraźnia była tak realna,
tak rzeczywista... Spojrzał przed siebie. Przy łóżku na podłodze
siedział jeden z szamanów, „Spadająca gwiazda zachodu”.
-
Domyślam się, młodzieńcze, że śniło Ci się coś
nadzwyczajnego. Kojarzysz ten kamień, który mi dostarczyłeś? Ma
on moc, niestety jednorazową, która daje wgląd w przyszłość
poprzez śnienie. Ja, jak i reszta Rady, również mieliśmy prorocze
sny. Nie będę Cię pytał o Twoje widzenie, chciałem tylko
uświadomić Tobie, że możesz zmienić to, co zobaczyłeś. Musisz
dokonywać dobrych wyborów, gdyż każdy ma wpływ na to, co stanie
się wkrótce. Czas na mnie, na Ciebie myślę, że również.
Powodzenia.
Starzec
podniósł się z podłogi, oparty o laskę. Nie dość, że widać,
to i jeszcze słychać było po strzelających kościach, że był on
w bardzo podeszłym wieku. Powoli kierował się do wyjścia, aż w
końcu zniknął z zasięgu wzroku nadal zaskoczonego całą sytuacją
chłopaka. Czyli to był proroczy sen? Tak miałyby się potoczyć
losy Taernii? Brutalną walką, której efektem byłby trup za
trupem? I kim była ta kobieta, przy której zadrżało mu serce?
Tyle pytań bez odpowiedzi... Ale i nowy cel postawił sobie Steven.
Zmienić to, co może nastąpić. Wstał z łóżka, upewniając się
prędzej, czy faktycznie to był sen, czy czasem podłoga jego domu
nie jest zbrukana krwią. Wszystko było tak jak być powinno, a
nerwowy stan pretendenta do liderowania z sekundy na sekundę się
uspokajał, uświadamiając to, co musi zrobić, co jest jego
zadaniem na najbliższe godziny.