Steven
wyszedł z krypty, otrzepując się z piasku, który na nim pozostał
po walce ze strażnikiem ołtarza. Musiało minąć sporo czasu.
Wyruszył nad ranem, teraz słońce jest w zenicie. Ważne, że misja
została wykonana, czas więc wracać do Rady Szamanów zdać raport
i oczekiwać kolejnego zadania. Już miał odwiązać Gwarabita i
ruszyć ku Taernii, lecz powstrzymały go dziwne odgłosy. Próbował
nasłuchiwać co to za dźwięki. Kroki? Jeśli to kroki, to były
szybkie, jakby ktoś biegł. Po odgłosach mógł ocenić, że istota
uciekająca miała lekkie ubranie oraz obuwie. Co ją goniło?
Prawdopodobnie coś z pazurami, słychać było charakterystyczne
wbijanie się szponów w ziemię. Bohater pobiegł w kierunku
niebezpieczeństwa. Wspiął się na skałę by mieć lepszą
widoczność i zobaczył jakąś czworonożną kreaturę, jednak było
to zbyt daleko, by rozpoznać co to za stwór. Gonił on kogoś
postury człowieka z długimi włosami. To chyba koniec gonitwy,
ofiara utknęła w ślepym zaułku. Steven uznał, że nadeszła pora
by interweniować. Chwycił łuk, przygotował do strzału i po
chwili ze świstem grot wbił się w nieznaną bestię, która padła
od razu na glebę. Odczekał chwilkę, by spojrzeć czy to był
ostateczny cios, po czym zbiegł na dół sprawdzić dokładnie co
tam się wydarzyło. Im był bliżej, tym zarys bestii był
wyraźniejszy.
- To
krzemienny wilk. Sądząc po jego sierści, musiał to być dorosły
osobnik, z przewodniczącej grupy stada. Musiał nim kierować głód
i zapach człowieka, czuć to po dotyku jego brzucha, żołądek jest
skurczony. W okolicy musi być ich więcej.
Skierował
wzrok w kierunku człowieka i cały zbladł. Przed oczami miał
drobną osóbkę o czarnych, długich włosach i głębokich,
przenikliwych brązowych oczach. To... ona ze snu? Ta sama, przy
której oblał Stevena zimny pot? Bez wątpienia jest bardzo podobna.
Podszedł bliżej. Jej ubiór był lekki, zwiewny. Dla niego była to
zwykła czerwonożółta szmatka rzucająca się w oczy. Na nogach
miała sandały. Czyli to nie była wojowniczka, prędzej jakaś
służka lub kurtyzana.
-
Dziękuję za ocalenie mnie. Jak Ci na imię?
Jej
aksamitny, kobiecy głos zdawał się wypełniać jego uszy, głowę,
umysł. Serce biło coraz szybciej, nie wiadomo dlaczego.
-
Steven... I nie ma za co dziękować. Zamiast tego wypadałoby
zniknąć z tego miejsca.
Od
razu ruszył w drogę licząc, że nieznajoma pójdzie za nim. Nie
chciał wdawać się w głębszą dyskusję. Albo inaczej... bał
się. Czuł tremę, wstyd. Co jakiś czas oglądał się za siebie,
czy kobieta nadąża, ale głównie skupiał uwagę na terenie przed
nim. Do Taernii nie mógł jej zabrać. Nie było tam płci pięknej
od lat, nie wiadomo jak zachowaliby się współplemieńcy. Mógł
spytać skąd pochodzi, ale to by się równało z przełamaniem
blokady i rozmowie. Jedynym wyjściem w tej chwili było znalezienie
bezpiecznego miejsca.
Zbliżali
się do małej polanki obrośniętej dużymi grzybami. Krajobraz był
piękny, wręcz nasycony romantyzmem. Wysokie, zielone trawy,
kolorowe kwiaty, świergot ptaków. Czysty raj. Aż dziw bierze, że
wystarczy przejechać kilka kilometrów, by zobaczyć taką
różnorodność przyrody oraz odmienny klimat. Oboje usiedli w
gęstwinie patrząc w niebo.
-
Jesteś ranna?
-
Nie, wszystko w porządku. Nie wiem jak to się stało, że mnie to
zwierzę zaskoczyło. Zawsze tędy chodzę i nigdy się to nie
przytrafiło. Jeszcze raz dziękuję.
-
Nie ma za co. - bąknął zawstydzony. Jego twarz oblał rumieniec. -
Daleko masz do siebie? Jeśli trzeba odprowadzić...
-
Nie trzeba, dam sobie radę sama. A tak w ogóle, Judy jestem.
Twarz
chłopaka była już bardzo czerwona, dłonie zaczynały się pocić
a serce waliło jak opętane. Nie odpowiedział nic, zabrakło mu
odwagi. Umie zabijać, strzelać do bestii, polować, robić zasadzki
a nie umie dłużej niż 5 minut rozmawiać z kobietą. Myślał co
się dzieje... To tylko kobieta. Nieważne, że ze snu, ale zwyczajna
kobieta. Człowiek. Co blokuje go do bardziej złożonego kontaktu?
Wstał, spojrzał na Judy przez chwilę i z obrazem jej oczu w głowie
odszedł bez słowa w kierunku swojego Gwarabita, którego zostawił
pod kryptą. Co w niej było takiego, że reaguje w taki sposób?
Było tyle pytań bez odpowiedzi, ale może z czasem zrozumie. Miał
taką nadzieję, ale póki co, trzeba było teraz pomyśleć o
dopełnieniu zadania, a właściwie o zaraportowaniu o powodzeniu
misji. Szedł długo, bijąc się z myślami o niej i o losach
Taernii, przeplatane senną wizją przyszłości, aż w końcu dotarł
do wierzchowca, który zerwał się na nogi jak zobaczył swego
właściciela. Steven pogłaskał go po łbie, wsiadł na niego i
ruszył szybko w kierunku domu.
Słońce
powoli zachodziło za horyzontem. Bohater, zbliżając się do osady,
słyszał narastający gwar swych ludzi. Gdyby tylko wiedzieli co ich
może kiedyś czekać... Pomachał James'owi że już wrócił i
kierował się nie do jurty Rady tylko do siebie. Musiał przemyśleć
wszystko co się wydarzyło. Wszedł do środka, uprzednio
zostawiając Gwarabita pod chatą by również odpoczął. Steven nie
miał ochoty jeść. Usiadł na łóżku, które tego wieczoru
zdawało się być bardzo miękkie, pewnie z powodu długiej jazdy.
Mógłby zmienić historię, przyszłość. Ale mrzonki jej same
ładują mu się pod nogi. Ta kobieta... Judy... Może jednak nie
była z Moswell? A jeśli tak? Co wtedy z handlem? Dlaczego mogłaby
się stać taka brutalna rzecz? Jaką ona odegrać by mogła w tym
rolę? Było jeszcze coś innego... Co on do niej czuje? Widział ją
dopiero drugi raz, z czego pierwszy namacalnie. Takiego uczucia nie
miał nawet przy Trevorze, którego traktował jak własnego ojca.
Miłość? Zakochanie? Zauroczenie? Mętlik w głowie... By zapobiec
przyszłości, musiałby już jej nigdy nie spotkać. Po dzisiejszym
zachowaniu powinno to być możliwe do zrealizowania. W końcu nie
powiedział skąd jest ani nie wdawał się w dyskusje, bym
czymkolwiek ją zaintrygować. A jeśli on ją zaciekawił
skrytością? Każda sprawa ma dwie strony, jak moneta ma swój awers
i rewers. Ponoć Judy zawsze kręci się w tych okolicach. Może
najłatwiej byłoby nie chodzić w te miejsca? Realne do zrobienia,
ale czasem sytuacja może zmusić go do zapędzenia się w te strony.
A może ją... zabić? Nie, nie można. To niewinny człowiek,
dlaczego ma cierpieć za chore myśli. Poza tym splamić dłonie
krwią niewiasty... haniebne dla wojownika. Musiałby nie mieć
serca, być barbarzyńcą. Usnął...
Uuuuuu... kolejny rozdział <3 Super, rozwijasz się. Wyniuchałam wątek romantyczny, jak dla mnie excelente ;)
OdpowiedzUsuńprzezstrony.blogspot.com