środa, 24 września 2014

Rozdział VIII

Bohater przebudził się szybko, odczuwając jakieś nieznane mu zagrożenie. Słychać było krzyki, wrzaski. Coś złego działo się w osadzie. Coś, czego nie spodziewałby się nikt oraz nikt by nie chciał tego doświadczyć. Nie wiadomo skąd, miał już przygotowany łuk, pełny kołczan i nóż. Steven wziął wszystko i szybko wyszedł. To, co zobaczył, nie mieściło się w głowie. Mnóstwo krwi, ciał, ognia... Jakby przed momentem rozegrała się tu jakaś masakra. I to brutalna, wiele na ziemi leżało kończyn i wyprutych flaków. Obrzydliwy widok połączony z zapachem krwi, dymu oraz przypalającego się ludzkiego mięsa. Część ofiar była jeszcze żywa, jednakże to były ostatnie chwile rozpaczliwego łapania powietrza, którego z każdą sekundą brakło. Nie dostrzegł śladów obrony, nie leżał żaden oręż. Czyli ten masowy mord został wykonany znienacka? Szedł ostrożnie, omijając elementy ciał, czując pod nieosłoniętymi stopami chlupot krwi. Gdzieniegdzie słychać było ciche jęki oraz szloch. Im dalej zgłębiał się w Taernię, tym bardziej czuł podświadomie metaliczny posmak czerwonej cieczy w ustach. Żar płomieni coraz mocniej uderzał w twarz i odczuwalny był swąd palonych włosów. Steven miał ochotę zwymiotować, ale powstrzymał się. Nie mógł teraz pokazywać słabości, musiał dowiedzieć się co dokładnie się stało. Najszybciej odpowiedź mógłby zyskać od Rady, w końcu oni wiedzą wszystko. Z niemałą trudnością dotarł do jurty, gdzie przed nią czekały cztery sylwetki. Trzej to starcy, widać było po ich zgarbionej postawie. Czwarty był znajomo dobrze zbudowany. Jacob? Bohater podszedł bliżej i faktycznie, jego domysły były słuszne. Tylko co Jacob robił z szamanami? Dlaczego on żyje a cała wioska nie?Może został złapany na mordowaniu?
- W końcu jesteś, Steven. Czekaliśmy na Ciebie. - powiedział cicho „Niełamliwy drąg”. W jego głosie było coś, co wzbudzało ciekawość, tak jakby wszystko co tu się stało, on doskonale znał i się tym nie przejmował. - Pewnie zdziwiło Cię to, co tu się stało. To jest Twoje zadanie. Rozkazałem każdemu zabić swojego przyjaciela, by sprawdzić ich psychikę oraz sumienność wykonywania zadań. Jak widać, każdy umiał to wykonać. Rozumiesz o co mi chodzi? - Steven kiwnął głową na znak, że nie bardzo. - Pozwól, że zademonstrujemy Ci to.
Naprzeciw sobie stanęli pozostali dwaj szamani. Po chwili z dwóch bliskich sobie osób, które razem pracowały, zrobili się wrogowie na śmierć i życie. Zaczęły się przepychanki, uderzenia pięściami oraz laskami, dzięki którym mogli się poruszać. Steven wręcz nie dowierzał, to wydawało się być nienormalne. Osoby, które darzył szacunkiem i poważaniem, walczą ze sobą jakby byli na wojnie po różnych stronach barykady. Oboje byli już wyczerpani, ledwo stali równo na nogach. Rany były również podobne, porozcinane łuki brwiowe, ubytki w już ubogim uzębieniu oraz siniaki na nogach spowodowane uderzeniami drewnianych podpór. W końcu jeden z nich wykrzesał z siebie resztki sił i zepchnął drugiego w tlący się ogień. „Niełamliwy drąg” obserwował wszystko z zaciekawieniem, po czym spojrzał na bohatera.
- Dokładnie o to mi chodziło. To Twoje zadanie, zabić przyjaciela. Z tej walki zwycięsko wyszedł „Spadająca gwiazda zachodu”, a jako, że to mój przyjaciel, również go zabiję.
Po tych słowach starzec, który nie brał udziału w walce, zepchnął nogą zwycięzcę w ten sam ogień, co wylądował umierający „Ten co otwiera wrota”.
- Jesteś w stanie zabić przyjaciela, dziedzicu Taernii?
Steven spojrzał na Jacoba, który również nie był przekonany do takiego rozwiązywania misji. Ręce mu się trzęsły jakby miał zaraz się rozpłakać niczym małe dziecko.
- Młody, nie chcę walczyć. Nie podniosę na Ciebie ręki. Twoim zadaniem jest zabić mnie... Więc to zrób.
Mężczyzna klęknął przed Stevenem oczekując egzekucji. Ten zaś chwycił za swój nóż, przystawił do gardła i wahał się. Nie mógł tak o, dla zadania zabić człowieka, z którym większość czasu polował. Który miał go chronić według woli Trevora. Nawet gdyby go zabił, czym on wtedy będzie rządził? Cała wioska praktycznie jest martwa. Rządy same dla siebie?
- Jeśli go zabiję, co wtedy osiągnę?
- Wykonasz zadanie nadane przez Radę. Spójrz jak blisko jesteś. Jeden ruch ręką i gardziel przeciwnika będzie rozcięty. Najważniejszy krok już zrobiłeś, zdecydowałeś się wyciągnąć broń. Co Cię wzbrania przed egzekucją? Więzy przyjaźni? Zapomnij o nich, masz być przywódcą Taernii. Trevor tak chciał. Sprzeciwisz się woli swego przyszywanego ojca?
Fakt, świętej pamięci Trevor pewnie chciałby, by Steven objął jego funkcję. Poprzednie dwa zadania były łatwe w porównaniu do tego. Tu musi się zmagać z wyborem, czy zachować się moralnie, czy po trupach dążyć do władzy. Gdyby zabił Jacoba, miałby władzę... oraz gryzące sumienie, że pozbawił życia człowieka, który był dla niego jak brat. Wziął głęboki oddech, spojrzał w oczy mężczyźnie klęczącym przed nim.
- Nie. Nie zabiję go. Trevor nigdy by nie chciał, bym pozbawił życia komukolwiek z mieszkańców. On rządził Taernią dla dobra ludu, a nie dla władzy. I to będę kontynuował. Liczę się z tym, że nie wykonam zadania, ale dobro mych braci jest dla mnie ważniejsze, niż własne.
- Skoro to ostateczna decyzja...
„Niełamliwy drąg” delikatnie zabrał nóż Stevenowi i dźgnął go prosto w serce. Chłopak nie poczuł bólu, za to cały płonący i zalany krwią krajobraz znikał w mrocznej pustce. Gdzie był? To niebo? Piekło? Czuł, że żyje. Zmysł węchu pozostał, słuch raczej też. Jedyne co pozostało, to otworzyć oczy. Powoli podnosił powieki, obawiając się tego, co ujrzy. Jakież zdziwienie go ogarnęło, gdy zobaczył... własną jurtę. Zerwał się szybko na równe nogi, obejrzał miejsce gdzie został dźgnięty. Ani śladu rany. To co to do cholery było? Broń również była na swoim miejscu, a z zewnątrz dobiegał stary gwar zapracowanych ludzi. Sen? Niemożliwe, był aż nadto realny, zwłaszcza porównując do tego wywołanego kamieniem, który spadł z nieba. Bohater wyszedł ze swojego domu. Oślepił go blask słońca, pogoda z poprzedniego dnia dopisywała nadal. To było co najmniej dziwne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz