Sytuacja
nie pozostawiała Stevenowi złudzeń. Musiał poczynić wszelkie
kroki by zatrzymać szaleństwo Rady i zemścić się za śmierć
Trevora. Przepełniony negatywnymi emocjami szybko chwycił nóż i
równie szybko wybrał się w kierunku jurty szamanów. Stojąc przy
wejściu, wziął głęboki oddech by ustabilizować bicie serca i
wszedł do środka.
- O,
Steven! Prędko dziś nas odwiedzasz, co Cię sprowadza? Znalazłeś
odpowiedź na swoje problemy?
-
Zdaje mi się, że tak... Znam również sposób na ich
rozwiązanie...
Steven
spojrzał złowrogo na „Spadającą gwiazdę zachodu” oraz na
pozostałych, którzy jeszcze spali, po czym wbił schowany wcześniej
nóż w brzuch starca. Ten zaś, zaskoczony biegiem wydarzeń, zaczął
obficie krwawić.
-
Nie... rozumiem... czemu...
-
Doprowadziliście Trevora do samobójstwa. - odpowiedział Steven
wbijając ostrze jeszcze głębiej. - Nie pozwolę, byście
doprowadzili mnie do tego samego.
-
Popełniasz... błąd...
Tymi
słowami mężczyzna zakończył swój żywot, opadając z wielkim
rozcięciem w brzuchu na ziemię. Huk upadającego ciała obudził
pozostałych dwóch mędrców. Prędko na klęczkach przysunęli się
do zwłok, sprawdzając czy wyczuwalne są jakieś oznaki życia.
Steven nie czekając aż zwrócą na niego uwagę, ścisnął
rękojeść swej broni i z impetem wbił się w głowę kolejnego
starca. Zgon był natychmiastowy.
- Co
Ty robisz?! - wrzasnął „Niełamliwy drąg” - Co my Ci
zrobiliśmy, że chcesz się nas pozbyć?!
-
Też nie rozumiesz, prawda? - odpowiedział Steven wycierając nóż
z krwi i płynów mózgowych. - Trevorowi daliście ten sam proszek
co mi. Ostatniego dnia jego życia, trzymał go w dłoni i był
zasmucony, po czym wyruszył na polowanie. Zabiliście go... po co?
Chcecie przejąć władzę? Dlatego i mi to daliście? Przeszkadzam w
Waszych planach? Jestem niewygodny?
Steven
nie czekając na wytłumaczenie, dźgnął szamana w miejsce, gdzie
powinno być serce. Uśmiechnął się, czując satysfakcję z
wypełnionego zadania.
-
Wiem czemu... był smutny... - ostatkami sił przerwał milczenie
starzec. - Widział... Ciebie... martwego... on... widział że...
Cię zabił... Chronił Cię...
- Co
Ty mówisz? - Uśmiech Stevena momentalnie zniknął. Zdziwiło go te
wyznanie. - Jak to chronił? Wyjaśnij to!
-
Nie wiem czy... zdążę... Oddał swe życie... by zmienić...
przyszłość... Chciał by Tobie... też dać możliwość...
zerkania... byś sam to... zobaczył...
- Co
zobaczył?! Co ja narobiłem... Co ja narobiłem!
„Niełamliwy
drąg” upadł na ziemię martwy. Steven wpatrując się w kałużę
zmieszanej krwi trójki starców zaczynał rozumieć, co uczynił.
Zabił niewinnych ludzi. Wszystko pod wpływem emocji i raptownemu
myśleniu. Zniszczył podstawy Taernii, z którymi mieszkańcy byli
zżyci. I wszystko dla urojonej zemsty. Co miałby teraz zrobić?
Jeśli powie ludziom prawdę, znienawidzą go. Ale również nie może
zataić śmierci trójki współplemieńców. Sprawdził czy nie ma
na sobie śladów krwi, po czym wyszedł szybko z jurty i udał się
do magazynu. Tam bez słowa powitania wziął trzy skóry Wernata i
zanim strażnik otworzył usta by się zapytać o cokolwiek, Stevena
już nie było. Wrócił do miejsca zbrodni z postanowieniem
oczyszczenia. Nie mógł zostawić podejrzeń morderstwa. Rozłożył
materiały na ziemi i przeciągnął zwłoki na nie, po czym
szczelnie zawinął ciała. Wystawił je przed chatę i musiał wziąć
się za usunięcie krwi. Chwycił leżącą nieopodal wejścia beczkę
z wodą i jej zawartość wylał na kałużę czerwonej cieczy.
Znalazł przy okazji jakąś szmatkę i wytarł dokładnie podłogę.
Teraz zostało mu tylko ogłosić śmierć rady. Jedynym problemem
był sposób przekazania tej informacji. Nie miał czasu na dokładne
przemyślenie co miałby powiedzieć ludziom, czuł że koniecznością
będzie improwizacja.
Steven
krzyknął do Jamesa, pokazując dłonią znaki sygnalizujące o
ważnym wydarzeniu. Ten zaś chwycił za róg i wydobył z niego
długi, donośny dźwięk. Po chwili wszyscy mieszkańcy zbierali się
u podnóża wzgórza, wyczekując wyjaśnienia tego zebrania. Na jego
szczycie czekał już Steven, próbujący zebrać w sobie wszystkie
kumulujące się w nim myśli. Spoglądając na wszystkie
zaciekawione wezwaniem twarze, w końcu zmusił się do zabrania
głosu.
-
Taernianie. Przerwałem Wasze obowiązki w celu przekazania smutnej
wiadomości. Nasza Rada nie żyje. Zastałem ich dziś martwych. Póki
co, przyczyny śmierci nie są znane, ustalam to. Poczyniłem też
działania dotyczące pochówku, więc kto będzie chciał, może być
na ceremonii pożegnania. To bolesna strata, odeszła trójka
ważnych dla nas ludzi, ale musimy żyć dalej. Musimy jakoś zadbać
o naszą przyszłość. To tyle co miałem Wam do przekazania.
Możecie wracać do Waszych zajęć.
Steven
odczuł ulgę, wyjaśnienia miał już za sobą. Za bardzo nie
skłamał, ale i prawdy nie powiedział. Nie czuł się z tego powodu
oczyszczony, ale chociaż sumienie nie gryzło go jak wcześniej.
Rozejrzał się po ludziach, każdy był wyraźnie zasmucony, część
nawet uroniła łzy. Jednak jedna osoba zdawała się być
podejrzliwa...