środa, 26 listopada 2014

Rozdział XVII

Sytuacja nie pozostawiała Stevenowi złudzeń. Musiał poczynić wszelkie kroki by zatrzymać szaleństwo Rady i zemścić się za śmierć Trevora. Przepełniony negatywnymi emocjami szybko chwycił nóż i równie szybko wybrał się w kierunku jurty szamanów. Stojąc przy wejściu, wziął głęboki oddech by ustabilizować bicie serca i wszedł do środka.
- O, Steven! Prędko dziś nas odwiedzasz, co Cię sprowadza? Znalazłeś odpowiedź na swoje problemy?
- Zdaje mi się, że tak... Znam również sposób na ich rozwiązanie...
Steven spojrzał złowrogo na „Spadającą gwiazdę zachodu” oraz na pozostałych, którzy jeszcze spali, po czym wbił schowany wcześniej nóż w brzuch starca. Ten zaś, zaskoczony biegiem wydarzeń, zaczął obficie krwawić.
- Nie... rozumiem... czemu...
- Doprowadziliście Trevora do samobójstwa. - odpowiedział Steven wbijając ostrze jeszcze głębiej. - Nie pozwolę, byście doprowadzili mnie do tego samego.
- Popełniasz... błąd...
Tymi słowami mężczyzna zakończył swój żywot, opadając z wielkim rozcięciem w brzuchu na ziemię. Huk upadającego ciała obudził pozostałych dwóch mędrców. Prędko na klęczkach przysunęli się do zwłok, sprawdzając czy wyczuwalne są jakieś oznaki życia. Steven nie czekając aż zwrócą na niego uwagę, ścisnął rękojeść swej broni i z impetem wbił się w głowę kolejnego starca. Zgon był natychmiastowy.
- Co Ty robisz?! - wrzasnął „Niełamliwy drąg” - Co my Ci zrobiliśmy, że chcesz się nas pozbyć?!
- Też nie rozumiesz, prawda? - odpowiedział Steven wycierając nóż z krwi i płynów mózgowych. - Trevorowi daliście ten sam proszek co mi. Ostatniego dnia jego życia, trzymał go w dłoni i był zasmucony, po czym wyruszył na polowanie. Zabiliście go... po co? Chcecie przejąć władzę? Dlatego i mi to daliście? Przeszkadzam w Waszych planach? Jestem niewygodny?
Steven nie czekając na wytłumaczenie, dźgnął szamana w miejsce, gdzie powinno być serce. Uśmiechnął się, czując satysfakcję z wypełnionego zadania.
- Wiem czemu... był smutny... - ostatkami sił przerwał milczenie starzec. - Widział... Ciebie... martwego... on... widział że... Cię zabił... Chronił Cię...
- Co Ty mówisz? - Uśmiech Stevena momentalnie zniknął. Zdziwiło go te wyznanie. - Jak to chronił? Wyjaśnij to!
- Nie wiem czy... zdążę... Oddał swe życie... by zmienić... przyszłość... Chciał by Tobie... też dać możliwość... zerkania... byś sam to... zobaczył...
- Co zobaczył?! Co ja narobiłem... Co ja narobiłem!
„Niełamliwy drąg” upadł na ziemię martwy. Steven wpatrując się w kałużę zmieszanej krwi trójki starców zaczynał rozumieć, co uczynił. Zabił niewinnych ludzi. Wszystko pod wpływem emocji i raptownemu myśleniu. Zniszczył podstawy Taernii, z którymi mieszkańcy byli zżyci. I wszystko dla urojonej zemsty. Co miałby teraz zrobić? Jeśli powie ludziom prawdę, znienawidzą go. Ale również nie może zataić śmierci trójki współplemieńców. Sprawdził czy nie ma na sobie śladów krwi, po czym wyszedł szybko z jurty i udał się do magazynu. Tam bez słowa powitania wziął trzy skóry Wernata i zanim strażnik otworzył usta by się zapytać o cokolwiek, Stevena już nie było. Wrócił do miejsca zbrodni z postanowieniem oczyszczenia. Nie mógł zostawić podejrzeń morderstwa. Rozłożył materiały na ziemi i przeciągnął zwłoki na nie, po czym szczelnie zawinął ciała. Wystawił je przed chatę i musiał wziąć się za usunięcie krwi. Chwycił leżącą nieopodal wejścia beczkę z wodą i jej zawartość wylał na kałużę czerwonej cieczy. Znalazł przy okazji jakąś szmatkę i wytarł dokładnie podłogę. Teraz zostało mu tylko ogłosić śmierć rady. Jedynym problemem był sposób przekazania tej informacji. Nie miał czasu na dokładne przemyślenie co miałby powiedzieć ludziom, czuł że koniecznością będzie improwizacja.
Steven krzyknął do Jamesa, pokazując dłonią znaki sygnalizujące o ważnym wydarzeniu. Ten zaś chwycił za róg i wydobył z niego długi, donośny dźwięk. Po chwili wszyscy mieszkańcy zbierali się u podnóża wzgórza, wyczekując wyjaśnienia tego zebrania. Na jego szczycie czekał już Steven, próbujący zebrać w sobie wszystkie kumulujące się w nim myśli. Spoglądając na wszystkie zaciekawione wezwaniem twarze, w końcu zmusił się do zabrania głosu.
- Taernianie. Przerwałem Wasze obowiązki w celu przekazania smutnej wiadomości. Nasza Rada nie żyje. Zastałem ich dziś martwych. Póki co, przyczyny śmierci nie są znane, ustalam to. Poczyniłem też działania dotyczące pochówku, więc kto będzie chciał, może być na ceremonii pożegnania. To bolesna strata, odeszła trójka ważnych dla nas ludzi, ale musimy żyć dalej. Musimy jakoś zadbać o naszą przyszłość. To tyle co miałem Wam do przekazania. Możecie wracać do Waszych zajęć.
Steven odczuł ulgę, wyjaśnienia miał już za sobą. Za bardzo nie skłamał, ale i prawdy nie powiedział. Nie czuł się z tego powodu oczyszczony, ale chociaż sumienie nie gryzło go jak wcześniej. Rozejrzał się po ludziach, każdy był wyraźnie zasmucony, część nawet uroniła łzy. Jednak jedna osoba zdawała się być podejrzliwa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz