Wraz
ze wschodem słońca Steven ruszył w drogę do Partahanu. Obiecał
tamtejszemu wodzowi wizytę w razie gdyby został wybrany na lidera.
Liczył na to, że odwiedziny potrwają krótko, według jego planu,
miałaby to być zwykła formalność. Chciał jeszcze pomóc swoim
braciom, by nie pomyśleli, że jego słowa były puste. Podróż
minęła bezproblemowo. Tuż przed wioską, Gwarabit podejrzanie
zwolnił. Nie umknęło to uwadze chłopakowi, wyczuwając niepokój
zwierza, rozglądał się na wszystkie strony, czy aby jakieś
zagrożenie nie skrywa się gdzieś w oddali. Teren wydawał się być
czysty. Zsiadł z wierzchowca i przywiązał go do najbliższej
belki. Mieszkańcy nie zwrócili na niego uwagi, nawlekali właśnie
skóry na wbite wcześniej pale. Mężczyzna przyglądał się pracy
jego sojuszników. Materiał był idealnie napięty, jednakże był
montowany tylko od północnej strony. Chwilę potem rozpętała się
potężna burza piaskowa, a uprzednio wykonana robota hamowała wlot
nadmiaru piasku do wioski.
-
Witaj, Steven. Może to dziwne, ale wiedziałem, że tu przyjdziesz.
Pozwolisz na słówko?
Taernianin
od razu poznał ten gruby głos i zimną stal jego zbroi lekko
ocierającej się o jego ciało. Przez kilka chwil jeszcze przyglądał
się konstrukcji obronnej przed burzą z myślą, czy by tego nie
zastosować w jego wiosce. Podążył za Partahaninem do jego
domostwa. Milczenie stwarzało ciężką atmosferę. Steven nawet nie
próbował się odezwać, czekał na ruch rozmówcy.
-
Siadaj, proszę. - przerwał ciszę wódz. - Dla ścisłości, jestem
Morgan. Przy ostatnim naszym spotkaniu się nie przedstawiłem. -
rozejrzał się szybko i z widocznymi kroplami potu na twarzy
dokończył. - Co chciałeś mi przekazać?
-
Otóż jak prędzej sobie obiecaliśmy, miałem pr...
-
Padnij!
Steven
zdziwiony wydaną komendą, posłusznie ją wykonał, czując świst
strzały przelatującej tuż nad jego głową. Morgan wywrócił na
bok stół i zasłonił nim przybysza.
-
Nie ruszaj się stąd, psia mać!
Chłopak
postąpił zgodnie z rozkazem, ale mimo wszystko miał nóż w
gotowości, w razie jakby nieprzyjaciel zajrzał do jego kryjówki.
Tymczasem Partahanin, cały czas powtarzając jakieś liczby,
zawzięcie walczył z wrogiem.
-
Jeszcze trzech! - krzyknął wbijając miecz w głowę jednego z
pokonanych rywali. Nie dając sobie chwili wytchnienia, zrobił
przewrót w kierunku ściany, gdzie uwieszona była tarcza. Szybko ją
ściągnął i osłonił swoje ciało przed kolejnymi strzałami.
Nadal trzymając osłonę, z impetem ruszył na następną ścianę,
robiąc w niej sporych rozmiarów dziurę. Morgan padł na ziemię, a
pawęż unieruchomiła kolejnego napastnika.
-
Dwa! - wrzasnął jeszcze głośniej niż poprzednio. Zostawiając
tarczę na oponencie, który prawdopodobnie był nieprzytomny,
chwycił cegłówkę i wybiegł na tyły budynku, gdzie niczego
nieświadomy rywal dostał miotaną pseudo-bronią, po czym runął
na ziemię.
-
Jeszcze jeden... - szepnął Morgan, jakby dodając sobie sił.
Wspiął się na uprzednio przygotowaną drabinę, ale nikogo na
dachu nie znalazł.
-
Steven! Ostatni został, bądź czujny!
Chłopak
uznał to za sygnał, w którym coś poszło nie po ich myśli.
Nasłuchiwał jakichś kroków... i usłyszał cichutkie szurnięcie
buta o podłogę. Skręcił się i trzymanym nożem rzucił w te
miejsce. Trafiony idealnie między oczy przeciwnik osunął się na
ziemię.
-
Załatwiony, Morgan!
Taernianin
słysząc kroki na górze oraz dźwięk szczebli reagujących na
ciężkie obuwie, oczekiwał wyjaśnień. W końcu we wcześniej
zrobionym otworze pojawił się Morgan, wydobywający spod tarczy
budzącego się wroga. Steven mógł w końcu mu się przyjrzeć. Po
posturze ciała prawdopodobnie był to mężczyzna, dość szczupły.
Uzbrojenie też było lekkie, granatowy, wręcz prawie czarny strój
zakrywający nawet twarz. Z boku można było dostrzec przepasane
rzutki, więc pewnie miała być to szybka, cicha egzekucja.
-
Morgan, powiesz mi w końcu co się dzieje?
-
Jeszcze nie, najpierw to on musi coś się wygadać. - odpowiedział,
po czym posadził ofiarę na krześle i obwiązał go liną. -
Zobaczmy co masz pod tą maską... - gwałtownie zerwał materiał z
twarzy więźnia. Wyglądał na młodego, przed trzydziestką. Miał
lekki, szorstki zarost i tatuaż wokół lewego oka.
- To
teraz śpiewaj. Kim jesteś, skąd, po co... Chyba, że wolisz bym
Cię zabił. - wbrew oczekiwaniom, jeniec nie wypowiedział ani
słowa. - Gadaj, kurwa! - wraz z tymi słowami na lewym policzku
wylądował potężny cios pięścią. Był na tyle silny, że kilka
zębów razem z domieszką krwi wylądowało na podłodze. Mimo
wszystko, nawet ta próba wyduszenia informacji nie dała rezultatu.
-
Daj mu spokój, on nic nie powie...
-
Nic? Dobrze, to go zabiję.
-
Ja... - wróg nie zdążył skończyć, ostry miecz Morgana skrócił
go o głowę. Bryzgająca krew otoczyła krzesło niezbyt estetyczną
kałużą, a świeżo ścięta część ciała potoczyła się
niezgrabnie w kierunku drzwi.
-
Dobra, Steven. Pomóż mi ustawić stół i opowiem Ci o wszystkim.
Szybko
razem doprowadzili pomieszczenie do stanu używalności. Dostawili
dodatkowe krzesła i usiedli. Steven oczekiwał wyczerpujących
wyjaśnień.
-
Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie, prawda? Ten kamień... Kurwa, po
co ja go w ogóle dotykałem! Chciałem tylko zobaczyć, czy może
jakiś błyszczący, drogocenny minerał w nim jest, ale nie
dostrzegłem żadnego. Zaraz po tym jak odjechałeś, udałem się na
spoczynek...
- I
miałeś sen? - przerwał Steven.
-
Tak! Wybacz, że klnę, ale jak jestem bardzo zdenerwowany, „kurwa”
sama mi się robi jako przecinek. Ten sen był taki... prawdziwy.
Widziałem jak moi ludzie zakładają osłonę burzową, widziałem
jak przyjeżdżasz... Już mi się to kurwa wyglądało podejrzanie,
jak zobaczyłem to dziś po raz kolejny! W tej wizji również była
zasadzka, dlatego wiedziałem ilu ich będzie i gdzie się znajdują.
Tylko chyba podczas zmieniania przebiegu zdarzeń, ostatni kurdupel
mi gdzieś czmychnął, ale dorwałeś go na szczęście.
-
Mógłbyś mi opowiedzieć ten sen? A dokładniej atak?
- A
co tu dużo opowiadać... - Morgan podrapał się po głowie,
starając przypomnieć sobie chociaż część szczegółów. -
Trzech z nich było ustawionych tak jak widziałeś. Znaczy, jeden
był na tyłach, ale wszystko się zgadzało. Ostatni miał być na
dachu, ale nie było go. Miałeś zginąć. Nie wiem co
przeskrobałeś, że dybią na Twoje życie, ale wyraźnie jesteś
dla kogoś niewygodną osobą.
-
Morgan, porozmawiam o tym z Radą Taernii, może oni będą wiedzieć
więcej. Tymczasem wzmóż czujność wśród swoich poddanych. To
niezbyt bezpieczna sytuacja, skoro czwórka nieprzyjaciół wtargnęła
na Twój teren tak o.
-
Fakt, nie pomyślałem o tym w ten sposób. Ochrzanię kogo trzeba, a
Ty jedź do swoich. Jak czegoś się dowiesz, daj mi znać.
Uścisnęli
sobie dłoń i Steven oddalił się w stronę drzwi. Kierując się
ku przywiązanemu Gwarabitowi, słyszał siarczyste przekleństwa,
prawdopodobnie z powodu dziury w ścianie. Po kilku chwilach dotarł
na miejsce i ruszył w drogę powrotną do domu. Jak wcześniej nie
czuł się zbyt pewnie jako wódz, tak teraz poczuł wagę tej rangi.
Ktoś życzy mu śmierci... Tylko nasuwa się pytanie, czy jemu, czy
całej wiosce. Dlatego Steven, Lider Taernii, poprzysiągł w duchu
bronić swój lud. Te wydarzenie diametralnie zmieniło jego
nastawienie do spuścizny Trevora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz