środa, 8 października 2014

Rozdział X

Wraz ze wschodem słońca Steven ruszył w drogę do Partahanu. Obiecał tamtejszemu wodzowi wizytę w razie gdyby został wybrany na lidera. Liczył na to, że odwiedziny potrwają krótko, według jego planu, miałaby to być zwykła formalność. Chciał jeszcze pomóc swoim braciom, by nie pomyśleli, że jego słowa były puste. Podróż minęła bezproblemowo. Tuż przed wioską, Gwarabit podejrzanie zwolnił. Nie umknęło to uwadze chłopakowi, wyczuwając niepokój zwierza, rozglądał się na wszystkie strony, czy aby jakieś zagrożenie nie skrywa się gdzieś w oddali. Teren wydawał się być czysty. Zsiadł z wierzchowca i przywiązał go do najbliższej belki. Mieszkańcy nie zwrócili na niego uwagi, nawlekali właśnie skóry na wbite wcześniej pale. Mężczyzna przyglądał się pracy jego sojuszników. Materiał był idealnie napięty, jednakże był montowany tylko od północnej strony. Chwilę potem rozpętała się potężna burza piaskowa, a uprzednio wykonana robota hamowała wlot nadmiaru piasku do wioski.
- Witaj, Steven. Może to dziwne, ale wiedziałem, że tu przyjdziesz. Pozwolisz na słówko?
Taernianin od razu poznał ten gruby głos i zimną stal jego zbroi lekko ocierającej się o jego ciało. Przez kilka chwil jeszcze przyglądał się konstrukcji obronnej przed burzą z myślą, czy by tego nie zastosować w jego wiosce. Podążył za Partahaninem do jego domostwa. Milczenie stwarzało ciężką atmosferę. Steven nawet nie próbował się odezwać, czekał na ruch rozmówcy.
- Siadaj, proszę. - przerwał ciszę wódz. - Dla ścisłości, jestem Morgan. Przy ostatnim naszym spotkaniu się nie przedstawiłem. - rozejrzał się szybko i z widocznymi kroplami potu na twarzy dokończył. - Co chciałeś mi przekazać?
- Otóż jak prędzej sobie obiecaliśmy, miałem pr...
- Padnij!
Steven zdziwiony wydaną komendą, posłusznie ją wykonał, czując świst strzały przelatującej tuż nad jego głową. Morgan wywrócił na bok stół i zasłonił nim przybysza.
- Nie ruszaj się stąd, psia mać!
Chłopak postąpił zgodnie z rozkazem, ale mimo wszystko miał nóż w gotowości, w razie jakby nieprzyjaciel zajrzał do jego kryjówki. Tymczasem Partahanin, cały czas powtarzając jakieś liczby, zawzięcie walczył z wrogiem.
- Jeszcze trzech! - krzyknął wbijając miecz w głowę jednego z pokonanych rywali. Nie dając sobie chwili wytchnienia, zrobił przewrót w kierunku ściany, gdzie uwieszona była tarcza. Szybko ją ściągnął i osłonił swoje ciało przed kolejnymi strzałami. Nadal trzymając osłonę, z impetem ruszył na następną ścianę, robiąc w niej sporych rozmiarów dziurę. Morgan padł na ziemię, a pawęż unieruchomiła kolejnego napastnika.
- Dwa! - wrzasnął jeszcze głośniej niż poprzednio. Zostawiając tarczę na oponencie, który prawdopodobnie był nieprzytomny, chwycił cegłówkę i wybiegł na tyły budynku, gdzie niczego nieświadomy rywal dostał miotaną pseudo-bronią, po czym runął na ziemię.
- Jeszcze jeden... - szepnął Morgan, jakby dodając sobie sił. Wspiął się na uprzednio przygotowaną drabinę, ale nikogo na dachu nie znalazł.
- Steven! Ostatni został, bądź czujny!
Chłopak uznał to za sygnał, w którym coś poszło nie po ich myśli. Nasłuchiwał jakichś kroków... i usłyszał cichutkie szurnięcie buta o podłogę. Skręcił się i trzymanym nożem rzucił w te miejsce. Trafiony idealnie między oczy przeciwnik osunął się na ziemię.
- Załatwiony, Morgan!
Taernianin słysząc kroki na górze oraz dźwięk szczebli reagujących na ciężkie obuwie, oczekiwał wyjaśnień. W końcu we wcześniej zrobionym otworze pojawił się Morgan, wydobywający spod tarczy budzącego się wroga. Steven mógł w końcu mu się przyjrzeć. Po posturze ciała prawdopodobnie był to mężczyzna, dość szczupły. Uzbrojenie też było lekkie, granatowy, wręcz prawie czarny strój zakrywający nawet twarz. Z boku można było dostrzec przepasane rzutki, więc pewnie miała być to szybka, cicha egzekucja.
- Morgan, powiesz mi w końcu co się dzieje?
- Jeszcze nie, najpierw to on musi coś się wygadać. - odpowiedział, po czym posadził ofiarę na krześle i obwiązał go liną. - Zobaczmy co masz pod tą maską... - gwałtownie zerwał materiał z twarzy więźnia. Wyglądał na młodego, przed trzydziestką. Miał lekki, szorstki zarost i tatuaż wokół lewego oka.
- To teraz śpiewaj. Kim jesteś, skąd, po co... Chyba, że wolisz bym Cię zabił. - wbrew oczekiwaniom, jeniec nie wypowiedział ani słowa. - Gadaj, kurwa! - wraz z tymi słowami na lewym policzku wylądował potężny cios pięścią. Był na tyle silny, że kilka zębów razem z domieszką krwi wylądowało na podłodze. Mimo wszystko, nawet ta próba wyduszenia informacji nie dała rezultatu.
- Daj mu spokój, on nic nie powie...
- Nic? Dobrze, to go zabiję.
- Ja... - wróg nie zdążył skończyć, ostry miecz Morgana skrócił go o głowę. Bryzgająca krew otoczyła krzesło niezbyt estetyczną kałużą, a świeżo ścięta część ciała potoczyła się niezgrabnie w kierunku drzwi.
- Dobra, Steven. Pomóż mi ustawić stół i opowiem Ci o wszystkim.
Szybko razem doprowadzili pomieszczenie do stanu używalności. Dostawili dodatkowe krzesła i usiedli. Steven oczekiwał wyczerpujących wyjaśnień.
- Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie, prawda? Ten kamień... Kurwa, po co ja go w ogóle dotykałem! Chciałem tylko zobaczyć, czy może jakiś błyszczący, drogocenny minerał w nim jest, ale nie dostrzegłem żadnego. Zaraz po tym jak odjechałeś, udałem się na spoczynek...
- I miałeś sen? - przerwał Steven.
- Tak! Wybacz, że klnę, ale jak jestem bardzo zdenerwowany, „kurwa” sama mi się robi jako przecinek. Ten sen był taki... prawdziwy. Widziałem jak moi ludzie zakładają osłonę burzową, widziałem jak przyjeżdżasz... Już mi się to kurwa wyglądało podejrzanie, jak zobaczyłem to dziś po raz kolejny! W tej wizji również była zasadzka, dlatego wiedziałem ilu ich będzie i gdzie się znajdują. Tylko chyba podczas zmieniania przebiegu zdarzeń, ostatni kurdupel mi gdzieś czmychnął, ale dorwałeś go na szczęście.
- Mógłbyś mi opowiedzieć ten sen? A dokładniej atak?
- A co tu dużo opowiadać... - Morgan podrapał się po głowie, starając przypomnieć sobie chociaż część szczegółów. - Trzech z nich było ustawionych tak jak widziałeś. Znaczy, jeden był na tyłach, ale wszystko się zgadzało. Ostatni miał być na dachu, ale nie było go. Miałeś zginąć. Nie wiem co przeskrobałeś, że dybią na Twoje życie, ale wyraźnie jesteś dla kogoś niewygodną osobą.
- Morgan, porozmawiam o tym z Radą Taernii, może oni będą wiedzieć więcej. Tymczasem wzmóż czujność wśród swoich poddanych. To niezbyt bezpieczna sytuacja, skoro czwórka nieprzyjaciół wtargnęła na Twój teren tak o.
- Fakt, nie pomyślałem o tym w ten sposób. Ochrzanię kogo trzeba, a Ty jedź do swoich. Jak czegoś się dowiesz, daj mi znać.
Uścisnęli sobie dłoń i Steven oddalił się w stronę drzwi. Kierując się ku przywiązanemu Gwarabitowi, słyszał siarczyste przekleństwa, prawdopodobnie z powodu dziury w ścianie. Po kilku chwilach dotarł na miejsce i ruszył w drogę powrotną do domu. Jak wcześniej nie czuł się zbyt pewnie jako wódz, tak teraz poczuł wagę tej rangi. Ktoś życzy mu śmierci... Tylko nasuwa się pytanie, czy jemu, czy całej wiosce. Dlatego Steven, Lider Taernii, poprzysiągł w duchu bronić swój lud. Te wydarzenie diametralnie zmieniło jego nastawienie do spuścizny Trevora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz