-
Więc powiadasz, że zaatakowali Was zamaskowani ludzie. Znaczy...
Ciebie mieli na celowniku. Możesz podać jakieś cechy
charakterystyczne?
Cała
Rada była poruszona tą sprawą. Po opowieści Stevena o tym, co
zdarzyło się w Partahanie, prócz próby zabójstwa, wszystko stało
pod znakiem zapytania.
-
Jedyne co zauważyłem, to młody wiek i ten tatuaż...
-
Tatuaż? Jaki tatuaż? Gdzie? Opisz kształt. - zerwał się
„Spadająca gwiazda zachodu”.
-
Był wokół oka... Ale kształt? Ciężko to jakoś określić. Taki
czarny wzór.
-
Wokół oka, wokół oka... Jak na złość, nic nie kojarzę.
Powiedz mi, jakie masz plany?
-
Chciałem udać się do Moswell. Trzeba poinformować tamtejsze
władze o nowym liderze oraz wynegocjować nowy kontrakt handlowy na
wodę.
-
Idealnie. - przerwał „Ten co otwiera wrota”. - Jak dobrze
pamiętam, mają tam ogromne archiwum. Tam najprędzej znalazłbyś
informacje o napastnikach. Jeśli pozwolą Ci tam wejść...
-
Spróbuję, dziękuję. Jeszcze chciałbym porozmawiać z kilkoma
osobami, by były czujne i ruszam natychmiast w drogę.
-
Poczekaj jeszcze. - głos tym razem zabrał „Niełamliwy drąg”.
- Weź to. Pytałeś niedawno o przyszłość, więc daję Ci ten
proszek. Wystarczy dosypać go do jakiegoś płynu i wiadomo co się
dzieje. Stosuj tylko dwie szczypty, nic więcej. W dodatku nie znamy
skutków ubocznych, bądź ostrożny z tym.
Steven
wziął małą torebkę z rąk starca i dziękując wyszedł z jurty.
Skierował się ku wieży obserwacyjnej. Krzyknął stacjonującemu
tam Jamesowi, by był wyjątkowo czujny. Udał się również do
Jacoba, by przekazał osobom dowodzącym patrolami wiadomość o
zwróceniu uwagi na ludzi ubranych podobnie, jak oponenci ze
zdarzenia w Partahanie. Czując, że zrobił to co zamierzał, wsiadł
na Gwarabita, który nie miał dłuższej chwili by wypocząć i
powoli ruszył na północ. Miał na uwadze braki w kondycji swojego
zwierzęcia, stąd decyzja o niezbyt szybkim tempie. W drodze
wspominał wizyty w Moswell. Rzadko tam bywał, głównie jako
towarzystwo do grupy handlującej. W jego pamięci utrwalił się
obraz potężnego, wysokiego na kilkadziesiąt metrów muru i
podnoszonej z towarzyszącymi jej dźwiękami mechanizmu
napierającego na koła zębate bramy. Ludzie byli mili dla
przybyszy, nie spotkał się nigdy z przejawem dyskryminacji. Zawsze
drużyna szła w kierunku dzielnicy handlowej. Mijali mnóstwo
straganów z rybami, świeżymi owocami, najpotrzebniejszymi
przedmiotami a także sklepiki z ekskluzywnym towarem. Ich zawsze
interesował budynek z zapasami wody. Pomieszczenie było ciemne,
wypełnione ogromnymi beczkami. Steven dalej nigdy nie wchodził, nie
miał prawa wstępu. Według tamtejszych zasad, wejście było
uprawnione tylko dla osoby dowodzącej ekipą lub przywódcy wioski.
Tam toczyły się negocjacje, jak pamiętał po opowieściach braci,
bardzo zacięte. Ale kiedy to było... dość dawno. Oczywiście
Moswell widział również w proroczym śnie, który tak pragnie
zmienić. Jednakże nie mógł tego obrazu brać pod uwagę, w końcu
to przyszłość. W dodatku nie wiadomo jak daleka ona była.
Powoli
zbliżał się do celu podróży, minął stary drogowskaz z napisem
znaczącym tyle, że podążając dalej prosto zobaczy to, do czego
zmierza. Steven poklepał wierzchowca po boku, próbując go
uświadomić, że niedługo będzie mógł odpocząć. Moswell... w
końcu zauważył w oddali zagrodę, gdzie można odstawić
zwierzęta. Przyspieszył tempo i po kilku minutach mógł już zejść
z Gwarabita, który ledwo oddychał. Nie było potrzeby
przywiązywania go, w tym stanie nie był w stanie uciec
gdziekolwiek.
Więc
tak teraz wygląda słynna warownia... Mur nie zmienił się ani
trochę przez te lata. Brama zaś z koloru surowego żelaza
przemalowana była na złoto, dodając fortecy poczucia bogactwa.
Przed nią stało dwóch wartowników odzianych w lekką zbroję.
-
Stać! Proszę się przedstawić i wyjaśnić cel wizyty!
-
Jestem przywódcą Taernii i przybyłem omówić kontrakt handlowy
oraz chciałbym prosić o możliwość sprawdzenia pewnych informacji
w Waszych archiwach.
Jeden
ze strażników podszedł do Stevena i bez słowa wyjaśnienia zaczął
go dokładnie przeszukiwać. Zabrał łuk oraz nóż i odniósł do
schowka koło drugiego żołnierza.
-
Jak już wszystko załatwisz, oddamy Tobie oręż. To w celu
bezpieczeństwa, pewnie wiesz. A co do archiwum, będzie z tym
problem. Potrzebujesz specjalnej zgody od naszego króla lub osoby
wyznaczonej do podejmowania decyzji za niego. Wezwać człowieka by
zaprowadził Cię do punktu handlu?
-
Nie trzeba, poradzę sobie.
Wojownik
przy skrytce dał sygnał ręką, by otworzyć bramę. Dźwięk
podnoszonego żelastwa z biegiem lat nie zmienił się ani trochę.
Steven zdumiony był zmianami, jakie zaszły w środku. Przy samym
wejściu były kwiaty, różnokolorowe, pachnące świeżością.
Przechodzący ludzie ubrani byli w czyste, pachnące szaty. Zdawali
się być szczęśliwi, wszystkie osoby jakie spotkał miały radość
na twarzy. Wyglądali jak młodzi bogowie. Mężczyźni byli dobrze
zbudowani, rośli, na ich ciałach nie było śladów walki, ani
chociaż skaleczenia. Steven, chociaż w Taernii nie było kobiet,
dostrzegł w tutejszych niewiastach piękno. Smukłe kształty,
gładka cera, lśniące włosy. Patrząc na to wszystko, przypomniał
sobie krew i tych wszystkich ludzi martwych ze swojego snu. Przez tą
migawkę z wizji, zamiast podziwiać królestwo, rozglądał się
wokół nerwowo, próbując dostrzec Judy. Gdy wkraczał w dzielnicę
handlową, odetchnął z ulgą. Pomyślał, że kobieta nie jest z
Moswell, że może przybyła z innej osady. Ten rejon niewiele się
zmienił, nadal były stoiska z różnymi towarami. Ba, nawet
sprzedawcy byli ci sami, Steven w mgnieniu oka rozpoznał starszą
kobietę wrzeszczącą tym samym tonem do tłumów, że sprzeda
świeże ryby. Ryby... Że też wcześniej nie rozmyślał o tym. Po
Wielkim Wybuchu woda stała się luksusem, na który nie każdy może
sobie pozwolić. Skąd więc te zwierzęta w sprzedaży? W takich
ilościach? Jeśli mają jakiś basen to i tak trzeba wymieniać
zawartość, co się wiąże ze stratą tej cieczy. Strasznie
zaciekawiło go, jak mieszkańcy rozwiązali ten problem.
Zbliżał
się do starego, nieodmalowanego budynku, który, jak pamiętał,
służył jako magazyn wody. Nacisnął klamkę w drzwiach, nie
będących pierwszej młodości i w akompaniamencie skrzypień wszedł
do środka. Wnętrze nie zmieniło się za bardzo. Jedyne co, to
beczki zostały odrestaurowane. Steven rozglądając się po całym
wyposażeniu, aż podskoczył, ponieważ nie wiadomo skąd,
niezauważenie pojawił się przed nim człowiek, którego już
widział kilka razy.
-
Witam. Doniesiono mi, że jesteś przywódcą Taernii. Kojarzę Cię
chyba, przypominasz mi tego mikrusa co chodził czasem na kontrakty z
poprzednim liderem. Nieźle wyrosłeś... Ale mniejsza z tym,
przejdźmy do osobnego pokoju.
Wolnym
krokiem zmierzali do pomieszczenia, w którym drzwi już były
otwarte.Tuż przed samym wejściem minęli się ze starszym
człowiekiem w białym fartuchu i okularach z grubymi szkłami.
-
Lucas, kolejne trzydzieści litrów zro... Dzień dobry. - zmieszany
przerwał na widok Stevena.
-
Później zdasz raport, Dmitrij. Masz przerwę. - spojrzał na
Taernianina – Wybacz, to nasz pracownik laboratorium. Siadaj
proszę.
Steven
pierwszy raz był w tym pokoju. Mała, ciasna klitka otoczona
czterema brudnymi ścianami, które prawdopodobnie były białe.
Wyposażenie też było skromne, dwa krzesła, stół i stos papierów
wraz z przybornikiem.
-
Zerknijmy... - Lucas przeglądał w papierach informacji na temat
ostatniej umowy. - Mam. Trzysta skór miesięcznie...
-
Właśnie. Prosiłbym o obniżenie ceny, Wernatów ostatnio jest
coraz mniej, w dodatku ostatnie wydarzenia nie wpłynęły dobrze na
polowania. Dwieście byłoby dobrym rozwiązaniem.
-
Tydzień temu powiedziałbym, że nie, ale w Moswell też działo się
mnóstwo rzeczy więc mogę się zgodzić. - zaczął wypełniać
formularz i kontynuował. - Jeśli szefostwo przyjmie ten dokument
dziś, w ciągu trzech dni powinna do Was przyjechać trzystolitrowa
beczka. Na skóry zaś czekamy tydzień od jutra licząc. Jeśli nie
będziecie mieć całej ilości, przekażcie nam o dostarczeniu
reszty w określonym terminie. Standardowo niewywiązanie się z
umowy wiąże się z konsekwencjami, takimi jak atak na wioskę w
celu rabunku lub zawłaszczenie terenu. Jeśli wszystko jest jasne,
podpisz.
Mężczyzna
podsunął świstek Stevenowi, a ten chwycił długopis i złożył
parafkę. Uścisnęli sobie dłonie, podziękowali za udane
negocjacje i każdy skierował się w swoją stronę. Gdy bohater
wychodził, ponownie minął starszego okularnika. Nie wiedząc
czemu, wydawał mu się podejrzany. Jakoś źle mu z oczu patrzyło.
Ale to może zwykła ostrożność... Chociaż jakby tak do kupy
wszystko poskładać, wychodziłoby na to, że Moswell nie jest
zbudowany w rejonie bogatym w wodę tylko pracownicy laboratorium
produkują ją sami. Nie, to nierealne... Przed Wielkim Wybuchem nie
było to do pomyślenia. Więc trzydzieści litrów czego mógł
zrobić? Steven odsunął te przemyślenia na bok, teraz musiał
jakoś dostać się do archiwum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz